Mysia wieża - kierunek Kruszwica.

Znowu to samo... zawsze kiedy planuję jakiś dłuższy wyjazd to... tak k*&^% zaspałem! :D
Miała być 6:30, a jest 7:30 jechać czy nie jechać, oto jest pytanie?
 Nie jechać :P Nie no żart, wiem że ten chochlik siedzi z tyłu głowy i szepcze "zostań, idź spać, potrzebujesz tego" więc trzeba go uciszyć ;)
Szybkie ogarnięcie, śniadanie wpada wręcz w locie. Zbieram wszystkie gadżety i po 45 min. stoję już gotowy do wyjazdu. Strava włączona (tylko teoretycznie), słuchawki już w uszach, można jechać! 
 Prawie... zapomniałem okularów, ale nie wracam się, przecież pomysł na błotną maseczkę "jak w mordę strzelił"! Żałuję, że ich nie zabrałem, ale to nauczka za lenistwo. Przecież pokonanie tych 15 schodów i 30 metrów to dystans o wiele większy niż dzisiejsze ponad 120 km w trasie :D
IF YOU KNOW WHAT I MEAN ^^

Dzisiejszy cel to KRUSZWICA.
Szybki rozruch i już jestem na Toruńskim moście.


I właśnie dla takich widoków uwielbiam wstawać i podróżować o poranku. Zachody też nie są złe, chociaż w moim odczuciu to właśnie rano, światło ma tą magiczną "miękką" aurę.


Po kilku kilometrach jestem już na ścieżce rowerowej, która prowadzi mnie do Cierpic przez Wielką i Małą Nieszawkę.


Na ścieżce rowerowej pomimo bocznego wiatru, staram się docisnąć na tyle mocno, żeby załapać się na przepiękny spektakl, który odbywać się będzie przy dojeździe do Cierpic. Są to tereny podmokłe, a że dzisiaj ma być wyjątkowo ciepło jak na tę porę roku to..... tak, brawo! Będą mgły, a skoro będą mgły to i będą cudowne widoki. 
Chcecie zobaczyć?....:)




Pierwszy cel osiągnięty, ale nie ma lekko, trzeba kręcić dalej. Kilka kilometrów później przejazd kolejowy i postój. Te kilka minut w bezruchu trochę mnie wychładza, ale bardzo szybko odzyskuję termikę na drodze prowadzącej do Gniewkowa.


Droga, którą odkryłem kiedyś przypadkiem również jest bardzo przyjazna dla rowerzystów. Kilkunastokilometrowy odcinek poprowadzaony jest przez tereny leśne, ale i mało uczęszczane, Idealny trakt na wycieczki krótsze, jak i wstęp do czegoś dłuższego :) Tutaj również nie zabraknie nam wyjątkowych krajobrazów, a i zwierzyna pojawi się czasami, żeby na nas spojrzeć ukradkiem.



Docieram do Gniewkowa i przejeżdżam nie zatrzymując się. Przez większość trasy mam nieszczęsny "wmordewind" co skutkuje obowiązkowym postojem 12km przed Kruszwicą i zrobieniem małego zaopatrzenia w jakimś wiejskim sklepiku. Zdziwiłem się, że na takim malutkim "odludziu" zastałem tak dobrze wyposażony sklep. Izotoniki, eneregtyki, bułeczki, kanapeczki, a i obsługa zorientowana na klienta w kasku rowerowym! Tak trzymać. Szybka szama przed sklepem, wymiana kilku zdań o podróżach z lokalsami i o tym, jak to "Henio" miał taki sam rower jak mój, ale ch*&^o się jeździło no i po terenie nie szedł. No ale wiadomo, lokalsi zawsze prawdę Ci powiedzą, a już napewno ile km zostało mi do celu. No właśnie jak to już bywa z elektroniką, lubi zawodzić. Tym razem nie jest inaczej. Strava złapała focha i nie włączyła się z automatu po postoju przed domem i dopiero teraz włączam ją ręcznie gubiąc już cenne km. Ruszam więc dalej.


Dynia, dynie, dużo dyń!!! Toż to arsenału na produkcję Asinej zupy na 2 lata co najmniej! Wtajemniczeni wiedzą co to "Asiny krem z dyni" :) 


Wiatr nie odpuszcza, ale ja też! A co! Przecież to już tylko jedna prosta, tylko 7 km odsłoniętego odcinka drogi, tiry i osobówki wyprzedzające na "lusterko".
3,2,1.. Kruszwica!!!


Jeszcze tylko chwila i już stoję pod Mysią Wieżą. No właśnie, wstyd i jeszcze raz wstyd. Przed wyjazdem sprawdzam godziny funkcjonowania oddziału PTTK, żeby zwiedzić wieżę, popatrzeć na Gopło, zjeść coś ciepłego w pobliskiej restauracji i kupić moją ulubioną kulo-pamiątkę. Okazuje się, że informacje na stronie są nieaktualne. Krążę po mieście w poszukiwaniu przynajmniej widokówki, ale kompletna pustka, nawet w papierniczym nie mają nic. W związku z powyższym zdjęcia mysiej wieży nie będzie. Skoro nie potrafią zadbać o prawidłowe funkocjonowanie serwisu to ja im reklamy robił nie będę.
Jem to co zostało jeszcze do zjedzenia i ruszam w drogę powrotna. Z każdym kilometrem temperatura spada, a i kręcę jakoś wolniej. Spoglądam co chwila za plecy zastanawiając się czy na pewno nikt nie trzyma mnie za plecak, bagażnik czy sakwę... Niestety, to mocy coraz mniej. 
Ufff nareszcie po ponad 120 km docieram do Torunia, wjeżdżam na most, strzelam pożegnalną fotkę i pędzę szybko do domu. 
To już koniec na dzisiaj tej krótkiej przygody. Chcecie więcej relacji z wypraw? Zostawcie like'a lub komentarz, a będzie to motywacja do dalszych wpisów. 
Pozdrawiam, cześć!!!


Komentarze

  1. Świetnie się czytało. Pisz częściej, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz to się staraj aby reklama na podrozerowerowe.info nie poszła na darmo ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz to się staraj aby reklama na podrozerowerowe.info nie poszła na darmo ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz